Jeżeli faktycznie do tego dojdzie, to będzie to totalna klapa Beoinga, który zmaga się przecież z poważnymi problemami także w sektorze samolotów pasażerskich. Amerykańska firma dowiodłaby tym samym, że statki kosmiczne też nie są jej mocną stroną.

6 czerwca po emocjonującym locie na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej po wieloletnich opóźnieniach dotarł statek Starliner ze swoją pierwszą załogą. Astronauci NASA Butch Wilmore oraz Suni Williams z przygodami, ale jednak dotarli na pokład stacji kosmicznej, realizując tym samym pierwszy etap kluczowego eksperymentalnego lotu załogowego. Plan był taki, aby astronauci spędzili na pokładzie orbitalnego laboratorium około tygodnia, sprawdzili dokładnie statek i bezpiecznie wrócili na Ziemię. Gdyby lot przebiegł bezproblemowo, statek zostałby certyfikowany do lotów załogowych i mógłby rozpocząć rutynowe loty załogowe między Ziemią a ISS. O takim przebiegu spraw możemy jednak już zapomnieć.

Od dokładnie dwóch miesięcy NASA regularnie przekłada daty lotu powrotnego na Ziemię. Początkowo lot przełożony o kilka dni, potem o kilka kolejnych dni, potem jeszcze o tydzień, a potem agencja całkowicie odpuściła sobie informowania o kolejnych datach odlotu. Statek CST-100 Starliner zmaga się z poważnymi problemami, które agencja stara się rozwiązać na odległość. Zważając na to, że lot powrotny ma być pierwszym załogowym lotem tego statku na Ziemię, stawka jest zbyt wysoka, aby ryzykować.

Czytaj także: Pierwszy załogowy lot statku Starliner przełożony ponownie. Nowa data: 1 czerwca

Jak donosi amerykańska stacja CNBC w NASA rozważany jest scenariusz, w którym Starliner miałby wrócić na Ziemię „na pusto”, bez załogi. W takiej sytuacji, w kierunku Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wysłany miałby być dodatkowy statek Crew Dragon, który mógłby bezpiecznie sprowadzić uwięzionych na stacji Wilmore oraz Williams z powrotem na Ziemię.


Czytasz Puls Kosmosu i wciąż mało ci kosmosu? Wspieraj nas na Patronite.pl


Decyzji w tej kwestii jeszcze nie ma, ale taki scenariusz wydaje się realny, jeżeli zważymy na fakt, że Starliner ma problem z kilkoma silnikami, które pozwalają mu orientować się w przestrzeni. Nikt nie chce nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby statek wszedł w atmosferę Ziemi w niewłaściwej orientacji. Jeżeli Starliner spłonie podczas powrotu na Ziemię na pusto, będzie to jedynie blamaż dla Boeinga i spory koszt finansowy (Starliner pochłonął już ponad 6,7 mld dol., czyli dwa razy więcej środków niż budowa Crew Dragona, który lata na orbitę już od kilku lat). Gdyby do takiego zdarzenia doszło podczas lotu załogowego, byłaby to prawdziwa katastrofa dla całego sektora kosmicznego na świecie.

Zapewne w Boeingu oraz w NASA wciąż tli się nadzieja na to, że Starliner powróci na Ziemię z astronautami. Problem w tym, że czasu na rozwiązanie problemów z silnikami jest coraz mniej. Akumulatory zainstalowane na pokładzie Starlinera mogą pozostać na orbicie maksymalnie do początku września. Jeżeli do tego czasu nie uda się rozwiązać problemów, statek trzeba będzie po prostu zrzucić z orbity na Ziemię, a dla astronautów trzeba będzie zamówić taxi u Elona Muska.