Zaledwie kilka dni astronauci już siedzieli na pokładzie statku Starliner wyprodukowanego przez Boeinga i… znowu start został odwołany. Okazało się, że tuż przed startem ktoś usłyszał dziwny dźwięk dochodzący z jednego z zaworów na pokładzie rakiety lub statku kosmicznego. Najpierw usłyszeliśmy, że start został odłożony o kilka godzin, potem o dzień, potem o kilka dni, a potem do końca przyszłego tygodnia. To jednak jeszcze nie koniec.
Trzeba przyznać, że astronauci naprawdę muszą mieć „przysłowiowe jaja”, aby wsiąść na pokład statku, którego historia usiana jest usterkami, problemami, beznadziejnymi naprawami robionymi chałupniczo i mieć nadzieję, że podczas pierwszego lotu załogowego nic się nie stanie.
W opublikowanej dzisiaj informacji prasowej prezes ValveTech, jednego z dostawców NASA nakłania agencję do zaniechania przyszłotygodniowego startu, wskazując, że może dojść do katastrofy podczas startu. I trzeba przyznać, że nie przebiera w słowach.
Jako ceniony partner NASA i eksperci od zaworów zdecydowanie nalegamy, aby nie podejmować kolejnej próby startu ze względu na ryzyko katastrofy na platformie startowej. Według doniesień mediów brzęczący dźwięk wskazujący na nieszczelny zawór został zauważony na kilka minut przed startem. Ten dźwięk może wskazywać, że cykl życia zaworu dobiegł końca.
– pisze w swoim liście Erin Faville.
W dalszej części listu Faville przekonuje, że przed inżynierami ogrom roboty, aby przygotować Starlinera do bezpiecznego startu. Do 17 maja zapewne nie uda się tego wszystkiego dokładnie zrobić. Zważając na to, że jest to lot załogowy, nie można sobie pozwolić na ryzyko pospiesznego wystrzelenia nieprzygotowanego statku.
NASA musi ponownie podwoić kontrole bezpieczeństwa i ponownie przeanalizować protokoły bezpieczeństwa, aby upewnić się, że Starliner jest bezpieczny, zanim astronautom i ludziom na ziemi przydarzy się coś katastrofalnego.
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Tony Bruno, prezes ULA, firmy dostarczającej rakietę, która ma wynieść statek na orbitę, postanowił odpisać Faville’owi na Twitterze. I także nie przebierał w słowach.
Nie jestem pewien, jak na to zareagować. Prawie żadne z tych stwierdzeń nie jest prawidłowe: nic tutaj nie jest pilne, nic nie przecieka. Itd. Godne uwagi jest to, że cytowana tutaj osoba nie wydaje się wiedzieć, jak działa tego typu zawór.
No i bądź tu mądry. Nie wiem, jak wy, ale ja nie zazdroszczę astronautom tego lotu. Miejmy jednak nadzieję, że tym razem to Faville się myli, a nie Bruno, choć patrząc na problemy, z jakimi mierzy się Boeing w ostatnich miesiącach…