Zespół astronomów monitorujących przestrzeń okołoziemską poinformował właśnie, że jeszcze w tym miesiącu w pobliżu Ziemi przeleci pięć sporych planetoid. Oczywiście można w tym miejscu napisać, że „masywne planetoidy zmierzają w kierunku Ziemi”, licząc na to, że ktoś się przestraszy, ale w sumie nie ma takiej potrzeby. Aby przelot planetoidy był ciekawy, wcale nie musi wiązać się z generowaniem jakiegokolwiek niebezpieczeństwa dla ludzi. Tak samo jak odkrycie planety podobnej do Ziemi nie jest interesujące tylko wtedy, gdy możemy „do niej dolecieć”.
Według systemu Asteroid Watch wszystkie pięć planetoid zbliży się do Ziemi na odległość mniejszą niż 7,5 miliona kilometrów. Co do zasady, uważa się, że każdy obiekt kosmiczny o średnicy co najmniej 150 metrów, który zbliży się bardziej niż na 7,5 miliona kilometrów, uważany jest za obiekt potencjalnie niebezpieczny dla Ziemi.
Tutaj może pojawić się jakiś zgrzyt. Zaraz, do Księżyca jest 360 000 km, a i tak jest on bardzo daleko. Jakim cudem zatem zagrożeniem miałby być dla nas obiekt przelatujący 20 razy dalej od Ziemi niż Księżyc? Słusznie! 7,5 miliona kilometrów to duża odległość, nie da się tego ukryć. Szczególnie, że Ziemia ma średnicę zaledwie 13 000 km. Z odległości milionów kilometrów ciężko by było w nią nawet kamieniem trafić.
Spójrzmy jednak na ten problem z perspektywy kosmicznej. Ziemia w ciągu 365 dni wykonuje jedno pełne okrążenie wokół Słońca. Średnia odległość Ziemi od Słońca to 150 milionów kilometrów. Jeżeli zatem założymy, że promień orbity Ziemi to 150 mln km, to wystarczy podłożyć to do wzoru na obwód koła (orbita Ziemi nie jest kołowa, ale przyjmijmy, że w przybliżeniu jednak jest) L=2πr, to wyjdzie nam, że Ziemia w ciągu roku pokonuje prawie miliard kilometrów w swojej podróży wokół Słońca. Jeżeli te 942 mln km podzielimy z powrotem na 365,25 dni, to wyjdzie nam, że Ziemia w ciągu każdej doby pokonuje 2,58 mln km, a to znaczy nieco ponad 100 000 kilometrów w każdej godzinie. I z tej perspektywy sytuacja zaczyna wyglądać nieco inaczej.
Znajdujemy się w potężnej pustce przestrzeni kosmicznej, i nagle w styczniu 2025 roku na przestrzeni kilkunastu dni zbliża się do Ziemi pięć obiektów, które także krążąc wokół Słońca, przelatują akurat w pobliżu Ziemi w tym samym momencie, w którym jest tu Ziemia. Te gigantyczne odległości 7,5 miliona kilometrów, które nas od nich mogą dzielić, to zaledwie trzy dni lotu Ziemi po swojej orbicie. Jest to zatem naprawdę spory zbieg okoliczności… lub obiektów kosmicznych, z których jednym jest Ziemia.
Co się do nas zbliża?
We wtorek, 23 stycznia, przeleciały w pobliżu Ziemi dwie planetoidy. Zauważyliście? Pewnie, że nie. Tak jak nie zauważamy praktycznie wszystkich przelotów. Pierwszą z tych planetoid była 2024 BA1 o średnicy kilkudziesięciu metrów. Obiekt ten przeleciał w odległości 3 270 000 km od naszej planety.
Niemal w tym samym czasie, w odległości 6,6 mln km przeleciała w całkowitej ciszy planetoida 2021 BL3 o średnicy ok. 80 metrów.
Na styczeń pozostały zatem jeszcze trzy obiekty. Pierwszy z nich przeleci koło Ziemi już dzisiaj (środa, 24 stycznia). Mowa tutaj o planetoidzie 2024 AL6, która zbliży się do nas na 2,09 mln km.
Kolejny przelot zaplanowany na czwartek, 25 stycznia, to przelot planetoidy 2017 BG92 o rozmiarach zbliżonych do rozmiaru autobusu. Obiekt ten przeleci w odległości 4,5 mln km od Ziemi.
Jeżeli tego mało, to już w piątek, 26 stycznia kilkunastometrowy głaz skatalogowany pod numerem 2011 CQ1 przeleci w odległości 4,33 mln km od Ziemi.
Mamy zatem od wtorku do piątku codziennie co najmniej jeden przelot mniejszej lub większej skały w pobliżu Ziemi. Owszem, żaden z tych obiektów w żaden sposób nam nie zagraża, ale jednocześnie fakty te potwierdzają jedną niepokojącą rzecz: przestrzeń kosmiczna wcale nie jest pusta. W pobliżu Ziemi lata mnóstwo kosmicznego gruzu. Raz na jakiś czas jakaś drobina wejdzie jednak w kontakt z Ziemią. Czasami będzie to metrowy głaz, taki jak ten, który spadł nad Berlinem kilka dni temu. Czasem będzie to dwudziestometrowy głaz przypominający ten, który spadł nad Czelabińskiem w 2013 roku, a czasami będzie to 10-kilometrowa skała, która dokonuje swoistego resetu na Ziemi, kończy dominację jednej fauny i robi miejsce dla kolejnej, tak jak to miało miejsce 65 milionów lat temu.