Kiedy łazik Perseverance wylądował na powierzchni Marsa, cieszyliśmy się, że oto swoją misję rozpoczyna kolejny już łazik marsjański, który zapewne przez kolejną dekadę będzie dostarczał nam fascynujących informacji o środowisku Czerwonej Planety. Wisienką na torcie jednak było dostarczenie razem z nim niewielkiego drona, którego zadaniem miało być sprawdzenie, czy możliwe jest wykonanie lotu silnikowego w warunkach marsjańskich. Wiadomo było, że będzie to wyczyn niesamowity, bowiem na Marsie mamy niższe przyciąganie grawitacyjne, ale też rzadką atmosferę (ciśnienie ponad sto razy niższe niż na Ziemi). Nikt się nie spodziewał, że misja okaże się aż takim sukcesem.
Jeszcze dzisiaj pamiętam konferencję z członkami zespołu Ingenuity zorganizowaną przed pierwszym lotem. Inżynierowie zakładali, że sukcesem będzie wzbicie się drona w powietrze i prawidłowe lądowanie. Gdyby to się udało, na przestrzeni kolejnych trzydziestu dni zaplanowane było 5 różnych lotów o rosnącym stopniu zaawansowania. Opcja prawidłowego wykonania pięciu wszystkich lotów wydawała się wtedy bardzo optymistycznym celem.
Czytaj także: Kolejny przełom! Helikopter Ingenuity wykonał pierwszy w historii lot nad powierzchnią Marsa
Wystarczy tutaj dodać, że oczywiście Ingenuity wykonał wszystkie pięć lotów, a w ciągu kolejnych 755 marsjańskich dni wykonał jeszcze 45 innych. Można zatem powiedzieć, że misja okazała się spektakularnym sukcesem.
Ingenuity milknie na Marsie
W najnowszym wpisie na blogu misji Ingenuity, operatorzy drona opisali stres, jakiemu zostali poddani, gdy Ingenuity postanowił zerwać komunikację z Ziemią. Przez ponad dwa lata spędzone na Marsie tylko dwukrotnie dron miał jakiegokolwiek problemy z komunikacją, ale nawet wtedy centrum kontroli misji otrzymywało jakieś informacje z urządzenia. W 755. dniu misji jednak wszystko się zmieniło. Ingenuity po prostu przestał się odzywać i wszystkie podejmowane przez inżynierów próby nawiązania komunikacji nie dawały żadnych rezultatów. Dopiero sześć marsjańskich dni później, w 761. dniu misji do Ziemi dotarł pojedynczy sygnał informujący, że dron wciąż działa.
Późniejsza analiza wykazała, że milczenie drona miało dwie niezależne przyczyny. Przede wszystkim warto przypomnieć, że Ingenuity nie kontaktuje się bezpośrednio z Ziemią, a wszystkie dane przesyła i odbiera z pokładu łazika Perseverance, który to kontaktuje się z Ziemią. Problem jednak w tym, że po wykonaniu ostatniego lotu, Ingenuity wylądował w takim miejscu, z którego łazik Perseverance nie był widoczny. Między oboma urządzeniami znajdowało się niewielkie wzgórze. Jakby tego było mało, antena służąca do komunikacji z dronem, znajdowała się po przeciwnej stronie łazika, przez co sam łazik blokował sygnał między oboma urządzeniami. Sytuacja uległa poprawie dopiero wtedy, gdy łazik zbliżył się bezpośrednio do drona.
Ostatecznie udało się przywrócić komunikację i w najbliższym czasie możemy spodziewać się kolejnego lotu, jak gdyby nigdy do niczego nie doszło. Warto jednak pamiętać, że dron przekroczył już planowany czas lotu o 1250 proc. i pokonał w trakcie tych lotów 2214 proc. zamierzonego dystansu. Nawet gdyby Ingenuity zamilkł teraz na zawsze, jego misja będzie uważana za spektakularny sukces.
Jakby nie patrzeć, to właśnie misja tego niepozornego urządzenia o masie zaledwie 1,8 kg przetarła szlak dla takich latających aparatów jak duży dron Dragonfly, który w latach trzydziestych będzie latał nad powierzchnią Tytana. Było zatem warto.