O tym, że człowiek za kilkadziesiąt lat mógłby mieszkać na Marsie mówi się od dawna. Póki co są to jedynie futurystyczne wizje, które jednak za jakiś czas – zapewne nie za naszego życia – mogą przeobrazić się w rzeczywistość. Mars jak na razie jest planetą całkowicie nieprzyjazną dla człowieka, ale teoretycznie można to zmienić.
Wystarczy spojrzeć na miejsca, w których aktualnie jeżdżą łaziki marsjańskie. Mamy tam ekstremalnie niskie dla człowieka temperatury, ciśnienie na poziomie ponad stukrotnie niższym od ziemskiego oraz olbrzymie ilości promieniowania kosmicznego. Nie jest to zatem miejsce przyjazne dla życia. Sama planeta nie ma też własnego pola magnetycznego, przez co do jej powierzchni dociera znacznie więcej szkodliwego promieniowania kosmicznego.
Gdybyśmy zatem chcieli sprawić, że Mars nieco bardziej będzie przypominał nasz dom rodzinny, musielibyśmy najpierw na Marsie wprowadzić trochę zmian. Nikt raczej nie chciałby mieszkać na planecie, gdzie średnie temperatury powietrza wynoszą -64 stopnie Celsjusza. Powstaje zatem pytanie o to, w jaki sposób można byłoby tę temperaturę nieco podnieść.
Zespół naukowców z Northwestern University w Stanach Zjednoczonych przekonuje, że udało mu się opracować metodę, która byłaby w stanie stosunkowo szybko sprawić, że ludzie znacznie przychylniej spoglądaliby na wizję zamieszkania na Czerwonej Planecie.
Zostań patronem Puls Kosmosu na Patronite.pl!
Badacze pracujący pod kierownictwem Samaneha Ansariego przekonują, że w rzadkiej atmosferze marsjańskiej trzeba rozpylić nanocząstki metali, które byłyby w stanie wywołać swoisty efekt cieplarniany. Mówimy tutaj jednak o całej planecie, a więc zadanie, nawet jeżeli łatwiejsze w realizacji od wcześniejszych pomysłów, wciąż byłoby tytanicznym wyzwaniem. Jakby nie patrzeć, na Marsa trzeba byłoby dostarczyć miliony ton takich nanocząstek. Dużo? Inne projekty zakładały pięć tysięcy razy większy wysiłek, czyli mówiąc językiem potocznym, były całkowicie niewykonalne.
Warto tutaj podkreślić, że nie chodzi tutaj jedynie o temperaturę powietrza, ale także o stworzenie warunków, w których woda mogłaby istnieć na powierzchni Marsa w stanie ciekłym, co obecnie nie jest możliwe. A jak wiadomo, życie przynajmniej to, które znamy z powierzchni naszej planety, akurat bez wody nie jest w stanie się obejść.
Na Ziemi do gęstej atmosfery wystarczy wprowadzić gazy takie jak dwutlenek węgla i metan i już mamy do czynienia z efektem cieplarnianym. Na Marsie jednak ze względu na rzadką atmosferę jest to znacznie trudniejsze.
Najpierw bowiem trzeba byłoby zwiększyć gęstość atmosfery, a następnie wypełnić ją gazami cieplarnianymi, które byłyby w stanie wywołać efekt cieplarniany. Mówimy tu jednak o znaczących zmianach w skali całej planety. Aby uświadomić sobie, jak trudne mogłoby być to zadanie, wystarczy przypomnieć sobie, jak trudne jest utrzymanie temperatury atmosfery na powierzchni Ziemi w ryzach. Skoro czegoś nie jesteśmy w stanie zrobić u siebie, na Ziemi, to raczej na Marsie też nam nie wyjdzie, a koszty takiego przedsięwzięcia byłyby niebotyczne.
Naukowcy z NU wskazują jednak, że na Marsie można teoretycznie wykorzystać lokalne zasoby. Gleba marsjańska jest bogata w minerały metaliczne. Żelazo i aluminium znajdują się na miejscu. Gdyby mikroskopijne cząstki takich metali udało się wtłoczyć w lokalną atmosferę, to mogłyby one zatrzymywać światło słoneczne przy powierzchni planety, dokładnie tak, jak na Ziemi robi to dwutlenek węgla.
Naukowcy postanowili sprawdzić, ile ciepła takie błyszczące metaliczne chmury nanocząstek byłyby w stanie przytrzymać przy powierzchni Czerwonej Planety. Specjalne rozmiary i kształt nanocząstek sprawiłby, że opadałyby one na powierzchnię dziesięciokrotnie dłużej niż zwykły pył marsjański. Gdyby dało się je uwalniać w tempie 30 litrów na sekundę, teoretycznie mogłyby one wywołać ocieplenie klimatu, a tym samym wzrost ciśnienia atmosferycznego (przez sublimację CO2 z czap polarnych).
Po kilkuset latach atmosfera Marsa byłaby już znacznie gęstsza, choć wciąż zawierałaby zdecydowanie za mało tlenu dla ludzi. Gdyby jednak na planecie pojawiły się bakterie i mikroorganizmy mogłoby rozpocząć żmudny proces produkcji tlenu. Z czasem temperatura na Marsie mogłaby wzrosnąć o 28 stopni Celsjusza. Wciąż byłoby tam za zimno dla ziemskich kręgowców, ale już całkiem komfortowo dla mikroorganizmów, które mogłyby spokojnie nadal terraformować Marsa.
Warto tutaj jednak zwrócić uwagę na fakt, że w miarę ocieplania się Marsa nanocząstki mogłyby przyciągać cząsteczki wody, tak jak pył w atmosferze Ziemi, i opadać z powrotem na powierzchnię jako deszcz. W ten sposób nie byłyby w stanie utrzymywać się w powietrzu tak długo, jak byśmy chcieli. Stanowi to potencjalny próg zwalniający, którego nie do końca potrafimy przewidzieć i który będzie wymagał dalszych badań.
Jak zatem widać, pomysły stale powstają, ale przekształcenie Marsa w zapasową Ziemię musi potrwać setki lat i to w najbardziej optymistycznych scenariuszach. Możemy zatem założyć, że przez kolejne stulecia Mars pozostanie jedynie planetą zamieszkałą przez roboty, a człowiek będzie mógł tam wpadać jedynie na krótkie wizyty gospodarskie. Może to i dobrze, bowiem wskazuje to wyraźnie na to, że powinniśmy zadbać o własną planetę, bo póki co drugiej dla nas nie ma.
Źródło: ScienceAdvances