3 maja 2024 roku w kierunku Księżyca wystartowała chińska sonda kosmiczna Chang’e-6. Jej głównym zadaniem jest historyczne przywiezienie z niewidocznej z Ziemi strony Księżyca pierwszych próbek regolitu i skał. Nikt wcześniej tego nie dokonał. Okazuje się jednak, że misja sondy jest nieco bardziej skomplikowana.
Już samo przywiezienie próbek z niewidocznej strony Księżyca jest niezwykle ekscytujące. Wszystkie dotychczas dostępne dla naukowców próbki z Księżyca pochodzą z dziennej strony Srebrnego Globu. Kiedy na Ziemię trafią próbki z niewidocznej strony, po raz pierwszy w historii naukowcy będą w stanie spróbować zrozumieć, skąd się biorą różnice między tymi dwiema częściami naszego naturalnego satelity.
Od jakiegoś czasu przy Księżycu znajduje się już sonda Queqiao-2, która podczas misji Chang’e-6 będzie wykonywała rolę pośrednika między sondą na niewidocznej stronie Księżyca a centrum kontroli misji na powierzchni Ziemi.
Dzisiaj (środa, 8 maja 2024 r.) chińska administracja kosmiczna poinformowała, że sonda Chang’e-6 już weszła na orbitę wokół Księżyca i rozpoczęło się przygotowanie do lądowania na dnie krateru Apollo.
W sieci jednak pojawiła się jeszcze jedna ciekawa, jeżeli nie ciekawsza, informacja. Okazuje się bowiem, że na pokładzie sondy Chang’e-6 znajduje się łazik, o którym wcześniej nikt nigdzie nie wspominał.
Za informacją stoi Andrew Jones, który na co dzień śledzi postępy chińskiego programu kosmicznego. Na opublikowanych przez China Academy of Space Technology zdjęciach lądownika, Jones dostrzegł swoisty mini-łazik przyczepiony do lądownika.
Jak na razie nie wiemy, do czego będzie służył łazik. Czy pozostanie on na powierzchni Księżyca, aby prowadzić badania, czy też będzie służył do zbierania próbek z miejsca lądowania. Wszystko jednak wskazuje na to, że jest on przystosowany jedynie do przetrwania maksymalnie jednego księżycowego dnia.
I tak to właśnie jest z chińskim sektorem kosmicznym. Nigdy do końca nie wiadomo, co Chiny wynoszą w kosmos i w jakim celu. W przeciwieństwie do zachodnich potęg kosmicznych Chiny dużo robią, a mało mówią i mało pokazują. Można nawet odnieść w ostatnich latach, że NASA głównie produkuje nowe wizje i animacje, ale niewiele faktycznie robi w celu realizacji misji kosmicznych. Anulowanie flagowej misji Mars Sample Return może być tu najlepszym przykładem. Z jednej strony NASA mówi o wysłaniu człowieka na Marsa za 2-3 dekady, a z drugiej okazuje się, że przywiezienie próbek skał z Marsa wymaga jeszcze 16 lat pracy i kilkunastu miliardów dolarów, których nie ma.
Chiny rządzą na Księżycu
Warto tutaj zauważyć, co się dzieje na Księżycu. W ostatnich miesiącach lądowały tam sondy z Chin, Japonii, Indii, Rosji i Stanów Zjednoczonych. Większość tych sond nie dokończyła swojego lądowania, a nawet jeżeli się udało, to sonda lądowała na głowie, albo na boku. Wyjątkiem jest jedynie sonda Chandrayaan-3, której wszystko się udało.
Chiny tymczasem w ciągu ostatnich dziesięciu lat dostarczyły na Księżyc trzy lądowniki. W 2019 roku Chang’e-4 została pierwszym lądownikiem w historii, który wylądował na niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca. W 2020 roku sonda Chang’e-5 jako pierwsza od ponad 40 lat wylądowała i zebrała próbki z widocznej strony Księżyca i dostarczyła je na Ziemię. Teraz najprawdopodobniej na niewidocznej stronie wyląduje lądownik z łazikiem, i na dodatek na Ziemię trafią próbki z tej części Księżyca. Ta przepaść między Chinami a innymi uczestnikami wyścigu księżycowego wskazuje, że być może pierwszym człowiekiem, który w XXI wieku stanie na Księżycu będzie Chińczyk. Czy tak się stanie? Musimy poczekać jeszcze kilka lat.