Chciałoby się powiedzieć: zbliżają się kolejne fajerwerki. Ale czuję podskórnie, że tym razem już ich nie będzie. Tak czy inaczej, z hangaru właśnie wyjechał kolejny Starship, który powoli już się przygotowuje do trzeciej próby wykonania lotu suborbitalnego. Pierwsze dwie próby zakończyły się eksplozją, aczkolwiek na dwóch różnych etapach lotu. Powstaje zatem pytanie, czy za trzecim razem w końcu się uda.
Prace w bazie kosmicznej Starbase w Teksasie idą pełną parą. Górny człon rakiety, pięćdziesięciometrowej wysokości Ship 28, został umieszczony na pierwszym członie rakiety Booster 10. Zanim bowiem dojdzie do startu, trzeba naturalnie przeprowadzić pełne testy rakiety i jej silników.
Jeżeli nie pojawią się jakiekolwiek niespodziewane przeszkody, do startu rakiety powinno dojść za jakieś trzy tygodnie, na początku marca. Jak zwykle jednak w przypadku testów prototypowej rakiety budowanej przez firmę Elona Muska, wszystko zależy od tego, czy i kiedy Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) wyda pozwolenie na start rakiety. Zważając jednak na to, że ostatnia próba lotu Starshipa przeprowadzona w listopadzie nie narobiła tyle szkód co pierwsza, to istnieje nadzieja, że FAA nie będzie robiła przesadnych problemów.
Warto tutaj pamiętać o tym, że SpaceX stosuje w rozwoju swojej rakiety podejście iteracyjne, i tak jest od samego początku. Zamiast budować rakietę od początku do końca, firma buduje kolejne prototypy, którymi następnie próbuje startować. Jeżeli podczas startu testowego coś się nie uda, do następnego egzemplarza wprowadzane są odpowiednie modyfikacje i próba startu jest powtarzana. I tak aż do skutku. Dzięki temu firma na bieżąco praktycznie weryfikuje, które rozwiązania się sprawdzają, a które nie. W ten sposób znacząco skraca się czas rozwoju samej rakiety. Dobrym przykładem takiego podejścia mogą być loty pierwszych prototypów Starshipa, do których w pewnym okresie dochodziło dosłownie co kilka tygodni.
Firmie Elona Muska z pewnością zależy na jak najszybszym opanowaniu technik startu i lądowania Starshipem i wprowadzeniu rakiety do użytku. Jakby nie patrzeć, obniży ona znacząco koszty dostarczania ładunków na orbitę, rozpocznie wynoszenie na orbitę nowych satelitów konstelacji Starlink, a już za kilka lat będzie miała za zadanie dostarczyć pierwszych astronautów od pół wieku na powierzchnię Księżyca. Można zatem powiedzieć: robota czeka.