Do samego końca nie było wiadomo, czy tym razem powrót Amerykanów po ponad czterech dekadach zakończy się sukcesem. Niepewność wzrosła tuż pod sam koniec podróży na Księżyc, gdy okazało się, że jeden z instrumentów nie działa prawidłowo. Wszystko jednak już wiadomo, lądownik Odysseus firmy Intuitive Machines wylądował w okolicach księżycowego bieguna, stając się pierwszą prywatną/komercyjną misją na Srebrnym Globie.
Sukces ten jest istotny pod wieloma względami. Jakby nie patrzeć, przed tym lądowaniem, ostatnim statkiem amerykańskim, który dotykał powierzchni Księżyca, był — w co aż trudno uwierzyć — lądownik misji Apollo 17 w grudniu 1972 roku. Od tego czasu, żadna sonda bezzałogowa pochodząca ze Stanów Zjednoczonych nie próbowała nawet lądować na Księżycu. Po drugie, nigdy wcześniej nie udało się lądowanie aparatu stworzonego od podstaw przez podmiot komercyjny. Odysseus jest pierwszym takim lądownikiem w historii.
To chyba naprawdę długo oczekiwany powrót
Jakby nie patrzeć w latach sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych w stronę Księżyca poleciała cała armada załogowych i bezzałogowych statków kosmicznych. Były to czasy gwałtownego rozwoju naszej wiedzy o Księżycu, ale też efekt niezwykłej rywalizacji w kosmosie Stanów Zjednoczonych oraz Związku Sowieckiego. Kiedy jednak już Amerykanie posadzili na Księżycu człowieka (a właściwie nawet 12 ludzi), zwyciężając ten swoisty wyścig kosmiczny, chęć dalszej eksploracji i wydawania kolosalnych pieniędzy na kolejne misje księżycowe zniknęła. Na Księżycu zrobiło się ponownie cicho, a NASA skupiła się na rozwoju programu wahadłowców kosmicznych, które już poza orbitę Ziemi nigdy się nie wypuściło. I tak minęło 41 lat.
W tym czasie Stany Zjednoczone wystrzeliły kilka sond księżycowych, np. takich jak fenomenalna Lunar Reconnaissance Orbiter, która bezustannie fotografuje Księżyc z orbity nieprzerwanie od 2009 roku. Lądowanie na Księżycu jednak nie było dotąd istotne.
Sytuacja zmieniła się w 2017 roku, kiedy to Donald Trump jako prezydent USA poinformował, że chce, aby NASA wysłała ponownie ludzi na Księżyc w nieodległej przyszłości. Tak rozpoczął się realizowany obecnie program Artemis, w ramach którego ludzie ponownie mają stanąć na Księżycu przed końcem lat dwudziestych. Według agencji tym razem jednak nie skończy się na kilku misjach, a na ustanowieniu trwałej obecności człowieka na Księżycu, stworzeniu bazy i rozpoczęciu przygotowań do przyszłej misji załogowej na Marsa.
Aby ten ambitny program został zrealizowany potrzeba jednak znacznie więcej zasobów niż jedynie rakiety i lądowniki załogowe. Stąd i NASA uruchomiła program komercyjnych transportowców CLPS (Commercial Lunar Payload Services) w ramach którego, prywatne firmy mają budować transportery i lądowniki księżycowe, które następnie będą wynajmowane przez podmioty komercyjne oraz przez NASA do transportowania ładunków i zapasów na powierzchnię Księżyca.
Pierwszą misją realizowaną w ramach programu CLPS była misja lądownika Peregrine, który na początku roku poleciał w stronę Księżyca. Nie był to jednak udany start i zamiast na powierzchnię Srebrnego Globu, Peregrine trafił w ziemską atmosferę. Lądownik firmy Intuitive Machines, który wylądował wczoraj na Księżycu, był drugim kandydatem na „pierwszy prywatny lądownik na Księżycu”.
Na pokładzie lądownika Nova-C, nazwanego ostatnio Odysseus znalazło się sześć ładunków eksperymentalnych i demonstratorów technologii dostarczonych przez NASA oraz sześć ładunków komercyjnych. Co ciekawe, jednym z ładunków NASA jest eksperyment NDL (Navigation Doppler Lidar for Precise Velocity and Range Sensing), który co do zasady jest radarem laserowym zbierającym dane podczas opadania i lądowania na powierzchni Księżyca. Doskonale, że agencja zdecydowała się wysłać na Księżyc właśnie taki instrument, bowiem wczoraj podczas ostatniej fazy podróży na Księżyc, bardzo się on przydał.
Lot Odyseusza w kierunku Księżyca rozpoczął się 15 lutego, kiedy to lądownik został wyniesiony w przestrzeń kosmiczną na szczycie rakiety Falcon 9. Jak widać, wcale nie trzeba długiej podróży, aby tam dotrzeć. Lądownik dotarł na orbitę wokół Księżyca 21 lutego, a wylądował na jego powierzchni dzień później. Nie obeszło się jednak bez problemów. Pod sam koniec misji, inżynierowie z centrum kontroli misji odkryli, że dalmierze laserowe lądownika, które pozwalają mu określić wysokość i prędkość opadania, nie działają prawidłowo. Na szczęście na pokładzie znajdował się eksperyment NDL dostarczony przez NASA. Agencja postanowiła wykorzystać go jako zastępstwo dalmierza. Próbę lądowania przesunięto o dwie godziny, na Ziemi stworzono szybko poprawkę oprogramowania, którą następnie załadowano do komputera lądownika.
Wszystko zadziałało zaskakująco dobrze. Odyseusz odpalił silnik główny na 11 minut, wyhamowując na orbicie i rozpoczynając opadanie w kierunku powierzchni Księżyca. Czterdzieści dwie minuty później statek dotknął księżycowej powierzchni w pobliżu krawędzi krateru Malapert A, 300 km od południowego bieguna Księżyca.
Potem pozostało jedynie czekać na kontakt z lądownikiem znajdującym się na powierzchni. W centrum kontroli misji pojawiło się po napięcie. Początkowo uważano, że potrzeba minuty na kontakt z lądownikiem. Ostatecznie jednak kontakt nawiązano dopiero 15 minut później.
Naukowcy poinformowali, że udało się dostarczyć lądownik na powierzchnię i nawiązać z nim kontakt, aczkolwiek nie było wiadomo, w jakim jest obecnie stanie.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, lądownik i jego ładunek będą teraz działać na powierzchni Księżyca przez około siedem ziemskich dni. Misja IM-1 zakończy się, gdy słońce zajdzie nad kraterem Malapert A. Odyseusz nie został zaprojektowany, aby przetrwać mroźne warunki księżycowej nocy.
Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że wyścig kosmiczny tak naprawdę powrócił w nowej formie, a jedynie zmienili się jego uczestnicy. W 2023 roku na powierzchni Księżyca miękko wylądował indyjski lądownik Pragyan realizujący misję Chandrayaan-3. Kilka tygodni temu wylądowała tam także japońska misja SLIM. Dla obu krajów było to pierwsze takie lądowanie. Co ciekawe, próby wysłania lądowników przez dawnych aktorów wyścigu kosmicznego (Rosja – lądownik Łuna-25, USA – lądownik Peregrine (Astrobotic) zakończyły się porażką.
Głównym aktorem obecnego wyścigu kosmicznego są jednak Chiny, które w ostatniej dekadzie wysłały na Księżyc szereg sond kosmicznych i lądowników. Oprócz miękkiego lądowania w ramach programu Chang’e Chinom udało się dostarczyć na Księżyc lądowniki, przywieźć na Ziemię próbki gruntu z Księżyca, a nawet wylądować na niewidocznej z Ziemi stronie Srebrnego Globu, czego wcześniej ani później nikt nie był w stanie powtórzyć. Mało tego, już w maju 2024 roku Chiny planują wysłać na niewidoczną stronę Księżyca lądownik, którego zadaniem będzie wylądowanie, pobranie próbek regolitu z tego fascynującego miejsca, a następnie dostarczenie ich na Ziemię.
Pozostaje zatem pytanie o to, kto stanie się głównym konkurentem Chin na Księżycu. Choć obecnie jeszcze tego wyraźnie nie widać, to zapewne będą to Stany Zjednoczone. Jakby nie patrzeć to właśnie te dwa kraje deklarują próbę dostarczenia ludzi na powierzchnię Księżyca jeszcze przed końcem tej dekady. Szansa na to, że przynajmniej jeden z tych krajów tego dokona, są całkiem duże.