Od kilku lat łazik Perseverance przemierza powierzchnię krateru Jezero na powierzchni Marsa, szuka co ciekawszych próbek skał, wykonuje odwierty i wszystkie te materiały następnie pakuje w tytanowe fiolki, które następnie szczelnie zamyka. Wszystkie te fiolki leżą sobie teraz na powierzchni Marsa i czekają na urządzenie, które za kilka lat przyleci z Ziemi, podniesie je, zapakuje do zasobnika specjalnej rakietki i wyniesie w podróż na Ziemię. Tak wygląda harmonogram misji, której celem jest dostarczenie na Ziemię pierwszych w historii próbek pobranych z powierzchni Czerwonej Planety. O tym, jaki potencjał takie próbki za sobą niosą, nie trzeba chyba przekonywać nikogo. Problem w tym, że cała misja właśnie stanęła pod wielkim znakiem zapytania.
Podbój kosmosu, poznawanie naszego miejsca we wszechświecie, poszukiwanie obecnego i przeszłego życia na innych globach Układu Słonecznego i poza nim, to wszystko wspaniałe wizje. Ale te wizje – jak wszystko inne – zawsze rozbijają się o pieniądze. Przewidywane znaczące cięcia budżetowe zmusiły właśnie Laboratorium Napędu Odrzutowego w NASA do masowych zwolnień. W trybie decyzji natychmiastowej agencja właśnie zwolniła 530 pracowników, czyli 8 procent całego personelu. Co ważne, nie są to pierwsze zwolnienia w tym roku. W styczniu z kontraktami z JPL pożegnało się sto innych osób. Sytuacja wygląda zatem poważnie.
Jakby nie patrzeć w takiej sytuacji pierwsze wstrzymywane są prace nad najdroższymi, długoterminowymi misjami, takimi jak Mars Sample Return. Sytuację pogarsza fakt, że już od jakiegoś czasu agencji było coraz trudniej przekonywać do słuszności wydania na próbki z Marsa kwoty rzędu od 8 do 11 miliardów dolarów.
Mało tego, już w 2023 roku niezależny audytor wskazywał, że misja będzie kosztowała budżet znacznie więcej, niż deklaruje to NASA. Miało być to spowodowane licznymi błędami w projekcie samej misji, jak i w zarządzaniu jej przygotowaniem. Co więcej, audytorzy uznali, że szansa na to, że misja wystartuje w kierunku Marsa w 2028 roku, jak deklarowała to agencja, jest bliska zeru. Teraz, kiedy budżet znacząco okrojono, szanse na realizację tego ambitnego przedsięwzięcia spadły praktycznie do zera.
Warto tutaj wspomnieć, że w cały projekt zaangażowana jest także Europejska Agencja Kosmiczna. O ile NASA miała odpowiadać za lądownik, zebranie próbek i wystrzelenie ich na orbitę wokół Marsa, o tyle ESA miała te próbki znaleźć na orbicie wokół Marsa, przechwycić je i wysłać je w kierunku Ziemi, gdzie miałyby dotrzeć w połowie lat trzydziestych.
Sytuacja tak naprawdę jest patowa. JPL najprawdopodobniej będzie chciała pójść na pewne ustępstwa: ograniczyć zakres misji, czy też wydłużyć harmonogram jego realizacji. Będzie to gorzka pigułka do przełknięcia, ale jednak lepiej otrzymać próbki później, niż nie otrzymać ich wcale.
Pozostaje trzymać kciuki za to, że w najbliższych dniach, na ostatniej prostej, budżet jeszcze zostanie zmodyfikowany i NASA jednak otrzyma środki niezbędne na utrzymanie programu MSR.