Już za kilka tygodni NASA organizuje warsztaty, których tematem ma być rozważenie pomysłów na realizację niskokosztowej misji do planetoidy Apophis, która w 2029 roku przeleci w odległości 30 000 km od powierzchni Ziemi. Co ciekawe, okazuje się, że istnieje już sonda, która doskonale nadawałaby się do realizacji takiego zadania.
W piątek trzynastego kwietnia 2029 roku w pobliżu naszej planety przeleci planetoida Apophis o średnicy ok. 300 metrów. Planetoida ta znajdzie się tego dnia w odległości 30 000 kilometrów od naszej planety. Choć ryzyko uderzenia w Ziemię wynosi dokładnie zero, to jednak będzie to bardzo rzadki tak bliski przelot tak dużej skały kosmicznej. Jakby nie patrzeć, kosmiczny głaz znajdzie się bliżej naszej planety niż satelity znajdujące się na orbicie geostacjonarnej i z części naszej planety będzie widoczna gołym okiem na nocnym niebie.
Skoro do takiego przelotu dochodzi raz na kilkaset lat, niezrozumiały jest tak naprawdę brak przygotowań całej armady sond kosmicznych, które podczas przelotu powinny obserwować ten obiekt z każdego możliwego miejsca. Więcej, być może nawet powinien być nawet jakiś lądownik, który z powierzchni planetoidy mógłby obserwować przelot w pobliżu Ziemi. Oprócz danych naukowych obejmujących np. oddziaływania grawitacyjne ze strony Ziemi na przelatującą w jej otoczeniu masywną planetoidę, nagrania z takiego przelotu z pewnością zrobiłyby bardzo dużo na rzecz publicznej świadomości tego, że Ziemia nie jest sama we wszechświecie i warto się rozglądać za nieznanymi obiektami, które bezustannie przelatują w pobliżu naszej planety. Świadomość zagrożeń u opinii publicznej to także wsparcie dla finansowania dalszych badań.
To jednak tylko pobożne życzenia, bowiem rzeczywistość jest, jaka jest. A rzeczywistość jest taka, że w kierunku planetoidy Apophis leci jak na razie jedna sonda kosmiczna i to z recyklingu. Po zrzuceniu w atmosferę Ziemi kapsuły z próbkami pobranymi z planetoidy Bennu sonda OSIRIS-REx odpaliła silniki, zmieniła kierunek lotu, minęła Ziemię i poleciała na spotkanie z planetoidą Apophis już jako stara sonda z nową nazwą: OSIRIS-APEX. Sonda ta doleci do planetoidy Apophis mniej więcej w okolicach jej przelotu w pobliżu Ziemi, podczepi się do niej grawitacyjnie i będzie ją obserwowała przez kolejnych 18 miesięcy. Ale to wszystko.
Teoretycznie jest jednak pewne wyjście. Jakiś czas temu przygotowano już dwa małe satelity, które miały przelecieć w pobliżu planetoidy podwójnej Janus. Sondy miały wystartować w swoją podróż niejako przy okazji startu misji Psyche w 2022 roku.
Zrealizowane w ramach programu Small Innovative Missions for Planetary Exploration (SIMPLEx) sondy były już na etapie ostatnich testów, gdy okazało się, że start sondy Psyche odwołano. Ostatecznie Psyche poleciała rok później, ale dla satelitów okazja dopadnięcia Janusa już minęła. Z uwagi na to, że astronomowie nie mieli żadnej alternatywnej planetoidy do zbadania, satelity zostały na Ziemi. Aktualnie przygotowywane są do podróży… do magazynu w Centrum Badawczy Langley. Przed odłożeniem na wieczne później sondy trzeba częściowo rozłożyć, aby osobno przechowywać akumulatory, panele słoneczne i instrumenty.
Zespół misji wskazuje jednak, że teoretycznie możliwe jest wysłanie satelitów na spotkanie planetoidy Apophis. Można by było np. wysłać sondę w kierunku punktu libracyjnego L2 układu Ziemia-Słońce, a następnie wykorzystanie przelotu w pobliżu Księżyca i dotarcie do Apophis na długo przed przelotem w pobliżu Ziemi. Wprost idealnie sonda jest wyposażona w kamery oraz instrumenty rejestrujące promieniowanie w zakresie optycznym i podczerwonym. W razie pozytywnej decyzji, sondę można zmontować, sprawdzić i wystrzelić w przestrzeń kosmiczną w półtora roku. Problemem jednak jest finansowanie. NASA znajduje się aktualnie w dramatycznej sytuacji, w której agencja nawet nie wybiera żadnych nowych pomysłów na misje kosmiczne, bowiem i tak nie ma z czego ich finansować.
No i właśnie tu pojawia się kluczowe pytanie: po co organizować warsztaty nt. możliwości wysłania niskobudżetowej misji do planetoidy Apophis, skoro nie ma pieniędzy nawet na wysłanie sondy, która jest już zbudowana, gotowa i czekająca jedynie na wystrzelenie. Jeżeli Janusa nie da się wystrzelić, to każdy inny pomysł będzie znacznie droższy, bowiem będzie wymagał zaprojektowania, zbudowania i przetestowania sondy.
Wychodzi na to, że NASA liczy na to, że ktoś przyjdzie z pomysłem sondy kosmicznej i od razu zadeklaruje, że sam ją sfinansuje, a NASA tylko naklei swoje ładne logo na obudowę. Warto pamiętać o stanie rozkładu agencji, kiedy po raz kolejny w filmie usłyszymy banały typu „Jesteście z NASA, potraficie wszystko, przecież postawiliście człowieka na Księżycu!”