To były wspaniałe dwa tygodnie dla Indii, ale i dla całej rzeszy naukowców badających Księżyc. Cały świat uważnie śledził poczynania lądownika Vikram i łazika Pragyan w okolicach księżycowego bieguna południowego. Misja jednak właśnie dobiegła końca. Pełen sukces to mało powiedziane.
Już pół wieku temu człowiek wysyłał w kierunku Księżyca wszystko co możliwe: orbitery, lądowniki, łaziki i ludzi. Wtedy było to źródło ekscytacji i inspiracji dla milionów ludzi na całej Ziemi. Można było wtedy pomyśleć, że na początku XXI wieku będziemy mieli już ludzi na Wenus, na Marsie i pewnie w Pasie Planetoid. Jednak z czasem ludzkość się dowiedziała, że choć to wcale nie jest takie proste, to przynajmniej jest okrutnie drogie, i gdy zniknie chęć potwierdzenia swojego statusu mocarstwa, równie szybko zniknie chęć pakowania miliardów dolarów w kolejne misje kosmiczne.
Dzięki temu, 50 lat później człowiek znów może się ekscytować… zasadniczo tym samym, ale w wykonaniu już innego kraju. I tak ostatnio przez cały dzień księżycowy trwający 14 dni ziemskich mogliśmy rozkoszować się kolejnymi informacjami o postępach małego indyjskiego łazika Pragyan.
W sobotę 2 września indyjska agencja kosmiczna ISRO poinformowała, że łazik Pragyan zakończył swoją misję, został wprowadzony w tryb uśpienia, aby oszczędzać energię i ochronić się przez ekstremalnym zimnem księżycowej nocy, kiedy to będzie musiał zmierzyć się z temperaturami rzędu -130 stopni Celsjusza. Łazik został ustawiony tak, aby jego panele słoneczne były skierowane w kierunku Słońca wyłaniającego się zza horyzontu 22 września.
Warto tutaj jednak zauważyć, że łazik nie został przystosowany do przetrwania księżycowej nocy. Nigdy jednak nie zaszkodzi sprawdzić za dwa tygodnie, czy czasem nie odezwie się jeszcze z powierzchni Księżyca.
W trakcie swojej misji Pragyan przejechał nieco ponad 100 metrów, wykonując pierwszą trasę na księżycowym terenie okołobiegunowym.