Mogłoby się wydawać, że spośród trzystu miliardów galaktyk we wszechświecie, jedną powinniśmy poznać już względnie dobrze, wszak sami znajdujemy się w jej środku. Jak jednak dowodzą najnowsze badania, do dogłębnego poznania Drogi Mlecznej wciąż nam jeszcze daleko.
Naukowcy wskazują, że jak dotąd udało nam się odkryć mniej niż połowę ze wszystkich pozostałości po supernowych, jakie powinny obecnie być widoczne w dysku naszej galaktyki. Powstaje zatem pytanie: gdzie jest reszta. Swoją drogą, to pytanie aż za bardzo przypomina pytanie o to… gdzie są inne cywilizacje.
Jeżeli jednak czegoś nie znamy, to trzeba poznać. Właśnie trwa szeroko zakrojony program poszukiwań pozostałości po supernowych. Naukowcy spodziewają się znalezienia setek takich obiektów w danych radiowych zbieranych przez radioteleskopy Very Large Array w Nowym Meksyku oraz MeerKAT w RPA.
Czym jest pozostałość po supernowej?
Po każdej eksplozji supernowej, niezależnie od tego, czy eksploduje masywna gwiazda pod koniec swojego życia, czy też biały karzeł, który ściągnął na siebie materię z krążącej wokół niego gwiazdy, szczątki gazu wyrzucane są w otaczającą przestrzeń, tworząc wielobarwne pozostałości po supernowych. W obiektach tego typu zazwyczaj znajduje się mnóstwo ciężkich pierwiastków, z których część powstaje właśnie w momencie eksplozji. Co więcej, owe szczątki gwiazdy uciekając z miejsca eksplozji, uderzają w ośrodek międzygwiezdny z prędkością nawet 10 proc. prędkości światła, tworząc swoistą falę uderzeniową. Taka pozostałość może być widoczna nawet przez setki tysięcy lat (w skali wszechświata to dosłownie moment), stopniowo się rozszerzając i rozpraszając w przestrzeni międzygwiezdnej.
Czytaj także: Teleskop Jamesa Webba zwrócił swoje oko w kierunku słynnej supernowej. Zobaczył coś nowego
Jak dotąd astronomom udało się zidentyfikować niespełna 400 obiektów tego typu w naszej galaktyce. Wśród nich oczywiście są takie legendy jak Mgławica Krab, czy Kasjopea A. Najnowsza pozostałość po supernowej, jaką dotychczas odkryto, czyli G1.9+0.3 ma zaledwie 130 lat.
Naukowcy zwracają jednak uwagę, że badając inne galaktyki, znajdują znacznie więcej takich pozostałości po supernowych. Bazując na tych obserwacjach, wychodzi zatem na to, że w naszej galaktyce powinno być ich co najmniej tysiąc. A to z kolei oznacza, że wielu jeszcze nie widzieliśmy. Stąd i poszukiwania nowych obiektów tego typu.
Astronomowie zaangażowani w projekt będą szukać pozostałości po supernowych szczególnie w kierunku centrum galaktyki. Ma to sens, bowiem to tam znajduje się najwięcej gwiazd, a więc zapewne dochodziło do największej ilości eksplozji. Powstaje tylko pytanie: czy faktycznie w naszej galaktyce jest ich tyle, co gdzie indziej, czy też jesteśmy w jakiś sposób wyjątkową galaktyką.