No i pierwszy człon rakiety Super Heavy Starship już przetestowany. Pozostaje jedynie pytanie o datę startu. Choć Elon zapewnia, że już za chwilę, wypada uzbroić się w cierpliwość. Do startu może jeszcze minąć kilka tygodni.
SpaceX przeprowadził test silników Super Heavy w piątek 25 sierpnia. Booster 9, bo takie oznaczenie nosi ten konkretny egzemplarz uruchomił wszystkie 33 silniki Raptor przymocowany do stanowiska startowego znajdującego się w ośrodku rozwojowym firmy w Boca Chica w Teksasie. Silniki działały przez niecałe 6 sekund. Trzeba przyznać, że test wyglądał imponująco.
Wkrótce po zakończeniu testu SpaceX poinformował, że podczas testu uruchomiły się wszystkie 33 silniki, aczkolwiek dwa zostały przedwcześnie wyłączone. Jak na razie nie wiadomo, czy takie działanie silników jest wystarczające, aby można było uznać, że rakieta jest gotowa do drugiej próby wyniesienia Starshipa na orbitę okołoziemską. Nie zmienia to jednak faktu, że było to znacznie lepsze uruchomienie silników niż 6 sierpnia podczas poprzedniego testu tego samego boostera.
Jeżeli firma Elona Muska uzna, że booster działa wystająco dobrze, to będzie to jeden z ostatnich testów przed zgłoszeniem gotowości do wykonania lotu właściwego. Warto tutaj przypomnieć, że pierwszy test zestawu Super Heavy Starship miał miejsce 20 kwietnia. Wtedy jednak choć rakieta oderwała się od Ziemi, to została zdetonowana już po czterech minutach lotu na skutek nieprawidłowego oddzielenia się rakiety Starship od pierwszego członu. Co ważne, zawiódł wtedy także sam system detonacji, bowiem do eksplozji rakiety doszło dopiero 40 sekund po uruchomieniu go przez kontrolerów lotu. Wielu obserwatorów wskazywało wtedy, że jest to absolutnie niedopuszczalne, bowiem mogłoby sprowadzić zagrożenie dla ludzi znajdujących się na ziemi, gdyby podczas startu doszło do jakiejkolwiek anomalii. Firma musi posiadać możliwość natychmiastowego zdetonowania rakiety, zanim wymknie się ona spod kontroli.
Czytaj także: Kolejny start Starshipa coraz bliżej. Tym razem będzie nieco inaczej
I tu właśnie pojawia się problem. Przed startem SpaceX będzie musiało uzyskać zgodę na start od Federalnej Administracji Lotniczej (FAA). Zanim do tego dojdzie, agencja musi sprawdzić, czy SpaceX wprowadziła wszystkie niezbędne zmiany, włącznie ze zmianami w systemie detonacji rakiety po starcie, czy też w konstrukcji platformy startowej, która uległa zniszczeniu przy pierwszej próbie startu. Jak na razie (co SpaceX już dobrze wie, po bataliach prowadzonych przed pierwszym startem rakiety 20 kwietnia) nie wiadomo, kiedy inspektorzy z FAA się za to zabiorą, aczkolwiek wielu komentatorów wskazuje, że może to być kilka tygodni.
Podczas pierwszej próby wyniesienia Starshipa na orbitę, strumień płomieni ze startującego zestawu zniszczył betonową podstawę stanowiska startowego, wyrzucając jej fragmenty na odległość nawet 10 kilometrów od miejsca startu.
W czerwcu Musk poinformował, że od kwietniowego startu, inżynierowie wprowadzili w samej rakiecie ponad tysiąc zmian, które mają sprawić, że druga próba będzie już udana. Szanse powodzenia drugiego testu ocenił wtedy na 60 procent.
Trzeba jednak pamiętać, iż na decyzję FAA czeka nie tylko SpaceX, ale także NASA. Agencja planuje wykorzystać zmodyfikowanego Starshipa do dostarczenia ludzi na powierzchnię Księżyca. Im dłużej FAA będzie zwlekało z wydaniem zezwolenia, tym później pierwszy Starship trafi na rakietę, i tym później powstanie wersja zdolna do lądowania na Księżycu. Zważając na to, że Chiny także starają się dotrzeć na Księżyc przed końcem dekady, wszystkim powinno zależeć na tym, aby program Starship ewoluował jak najsprawniej. Jak będzie? Zobaczymy.